Ubezpieczenie dla studenta cz.1: wprowadzenie.
Żyć z dnia na dzień jest świetnie. Być jednego dnia w Rzymie
a następnego w Barcelonie. Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam spontaniczność i
brak zmartwień o kolejny dzień, tydzień czy miesiąc. Ale jest kilka kwestii,
których w tej spontaniczności nie lubię. Jedną z takich sytuacji jest złamanie
nogi na spontanicznym wypadzie na południe Francji. Szybka rezerwacja lotu i
hotelu, walizki spakowane w 15 minut i lecimy. Wypad nie był załatwiany przez
biuro podróży, więc jakiegokolwiek ubezpieczenia brak, a że wyjazd był „na
spontana” to w portfelu nawet nie było świetnie wszystkim znanej karty EKUZ.
Fakt, że jesteśmy obywatelami UE i cały czas przebywamy na tym terenie niewiele
daje, ponieważ każde Państwo ma swoje, indywidualne przepisy dotyczące opieki
zdrowotnej. I co teraz?
Chcieć, nie
chcieć – trzeba pomyśleć wcześniej o ubezpieczeniu. I nie, nie mam tutaj na
myśli ubezpieczenia w ramach NFZ tylko prywatnego. Ale komu chciałoby się
wybierać, szukać? No właśnie, nikomu. Kiedy kupowałam swoje pierwsze ubezpieczenie
porównanie robiłam sama i mam nadzieję, że przy okazji Wam też się przyda. 😊
Po pierwsze –
ubezpieczenie jest na wszelki wypadek. Więc będę pisać o śmierci, amputacji i
różnych innych wypadkach. Możesz mieć podejście, że o tak złych rzeczach nie
będziesz myślał – to Twój wybór. Tylko, jeśli coś nieprzewidzianego i
nieprzyjemnego się zdarzy (czego nie życzę), co akurat ubezpieczenie mogłoby
objąć – będziesz sobie pluć w brodę. Dlatego warto je mieć. Tak na wszelki
wypadek… Nie będę cię czarować jak agent ubezpieczeniowy, proponujący ofertę
„już od 4 zł dziennie”, bo mam świadomość finansowych możliwości większości
młodych ludzi w Polsce. Dlatego niezależnie od tego jakimi kwotami dysponujesz
możesz być spokojny – ja też nie wpakowałam na starcie 100 zł miesięcznie w
ubezpieczenie. Dowiesz się o możliwościach jakie masz, a jest ich kilka.
Zapraszam do lektury kolejnych części!
Katarzyna Małkus
Komentarze
Prześlij komentarz