Ewolucja, nie rewolucja.

Kampania prezydencka się zakończyła. W najbliższą niedzielę ponownie spotkamy się przy urnach wyborczych. Wcześniej pisałam już, że druga tura jest moim zdaniem prostsza niż pierwsza (TUTAJ). Dzisiaj chciałabym się z Tobą podzielić moimi spostrzeżeniami dotyczącymi właśnie zbliżającej się drugiej tury wyborów prezydenckich 2020.


Źródło: https://www.wroclaw.pl/portal/wybory-prezydenta-rzeczypospolitej-polskiej-2020-serwis-specjalny


Zacznę trochę z głową w chmurach… O moich marzeniach. Po pierwsze chciałabym, żeby Polska była taka, jak jest jej konstytucja – równa i tolerancyjna. Idę o krok dalej – chciałabym zobaczyć jak osoby nieheteronormatywne biorą ślub. Ba – że nie są szykanowane w związku z tym. Chciałabym, żeby z systemów grzewczych zniknął węgiel i żeby powstało więcej odnawialnych źródeł energii. Życzyłabym sobie, żeby został postawiony praktyczny znak równości pomiędzy prawami dziecka i prawami człowieka. Chciałabym też, żeby człowiek starszy i niepełnosprawny miał swoją godność nie tylko w teorii, ale też w praktyce. Ponadto fajnie by było gdybyśmy mieli dostęp do aborcji, edukacji seksualnej, nowoczesnych technologii. A przede wszystkim – żeby społeczeństwo było na tyle świadome tych wszystkich kwestii, że można byłoby je nazwać obywatelskim, czyli takim, które potrafi samodzielnie kształtować własną rzeczywistość. Byłoby fajnie… Byłoby. I na razie tyle, bo w przeciągu najbliższych pięciu lat tak się nie stanie. Myślę, że tak się nie stanie nawet w ciągu najbliższych dziesięciu lat, chociaż wolałabym się mylić. Nie jestem optymistką w tej kwestii, ale realistką.

Wśród kandydatów na prezydenta z pierwszej tury wyborów było niewielu takich, którzy zgodziliby się z moimi marzeniami. Poza tym – musiałby się zdarzyć cud, żeby to właśnie taki kandydat wygrał, a jeszcze większy, żeby takie zmiany w Polsce zaistniały (bo rząd mamy jaki mamy). Dlatego, w perspektywie najbliższych pięciu lat nie optuję za tymi rozwiązaniami. Wolałabym prezydenta, który takie zmiany wprowadzi stopniowo, ewolucyjnie, a nie od razu. Moim zdaniem kandydatem, który miał spore poparcie społeczne, a jednocześnie szanse na ewolucyjne rozwiązania pośrednie był Szymon Hołownia. Chociaż nie zgadza się z moją docelową wizją Polski. Ten kandydat nie bierze jednak udziału w drugiej turze wyborów prezydenckich.

Skoro chcę docelowo czegoś innego, dlaczego nie optuję za takimi rozwiązaniami w kontekście najbliższej kadencji? Ponieważ jestem świadoma konsekwencji i wiem, że zmiany trzeba wprowadzać powoli. Wyobraźmy sobie sytuację, że prezydentem zostaje np. Robert Biedroń. Wszystko super. Moje marzenia dotyczące Polski pokrywają się z jego marzeniami. Wyobraźmy sobie teraz jeszcze większą niemożliwość – pary homoseksualne mogą brać ślub. Czy ucieszyłabym się? Nie, ponieważ jestem świadoma, że zmian światopoglądowych nie należy wprowadzać za szybko. Załóżmy, że takie zmiany zostałyby wprowadzone w przeciągu najbliższych kilku lat. Co się potem dzieje? Ludzie z katolickiej rzeczywistości trafiają w antykatolicką. Wielkie oczy i szok. Nie dlatego, że ludzie nie są tolerancyjni, ale dlatego, że zmiany zostały wcielone za szybko. To zmiana podobna do tej, jak gdybyśmy w ciągu chwili przenieśli się z Sahary na Antarktydę. Za szybka zmiana i szok termiczny. Dla społeczeństwa to zdecydowanie za szybko. Efekt? Za kolejne pięć lat społeczeństwo wybierze opcję zupełnie przeciwną do tej która na takie zmiany pozwoliła. Tym samym – wracamy do punktu wyjścia, czyli do obecnej sytuacji. Wszystkie zmiany zostają cofnięte. Jest rok 2025, a my cofamy się do 2020. Pamiętajmy, że świat poszedł do przodu o kolejne pięć lat, a my się cofamy. To sytuacja, której ja sama się boję. Trzymając się przykładu małżeństw homoseksualnych – uważam, że chociaż bardzo chciałabym zobaczyć takie śluby, to uważam, że nie powinny one zostać wprowadzone w przeciągu najbliższych kilku lat, bo dla ludzi będzie to za duży szok. Zacznijmy od związków partnerskich. Przyzwyczajmy ludzi do tego, że pary homoseksualne nie tylko żyją jak wszystkie inne, ale też poruszają się w przestrzeni publicznej. Mam nadzieję, że po jakimś czasie ci sami ludzie będą mogli wziąć pełnoprawny ślub.

Wiemy, że te zmiany nie zostaną wprowadzone przez obecnie urzędującego prezydenta, jeśli zostałby wybrany na kolejną kadencję. Powstaje kolejne pytanie – czy Rafał Trzaskowski byłby w stanie sprostać takim wprowadzaniu zmian? Na małżeństwa jednopłciowe nie ma co liczyć, ale może podpisana przez niego, w Warszawie, karta LGBT jest dobrą zapowiedzią takiej zmiany. To, że pan Trzaskowski opowiada się za taką opcją – już wiemy. Zastanawia mnie natomiast jak będą wyglądać te deklaracje w kontekście współpracy z rządem. Z rządem odmiennej opcji będzie musiał współpracować trzy lata ze swojej kadencji.

Warto również postawić pytanie czy taki układ sił nie sprawi, że w Polsce nie zmieni się nic w przeciągu najbliższych paru lat? Ja się o to nie obawiam. Z bardzo prostego powodu – obecny rząd chce jak najdłużej utrzymać władzę (zresztą jak każdy inny rząd). Tym samym – w końcu będą musieli podjąć współpracę. Najbliższe wybory parlamentarne odbędą się szybciej (jesienią 2023 roku) niż następne wybory prezydenckie (wiosną 2025). Załóżmy sytuację, że przez najbliższe trzy lata nie zmieni się nic. Winę ponosi za to zarówno rząd, jak i prezydent. Jednak to rząd zostanie szybciej rozliczony przez obywateli w wyborach, że nie potrafił dogadać się z prezydentem. Istniałoby spore prawdopodobieństwo, że nie zostaną wybrani na kolejną kadencję, a w związku z tym zostałaby wybrana opcja przeciwna. Mimo, że wina za brak porozumienia leżałaby po obydwu stronach, to prezydent po wybraniu innego rządu miałby jeszcze około półtora roku na pokazanie, że potrafi wprowadzać zmiany. Prezydent pokazałby tym samym, że potrafi dokonywać zmian, tylko poprzedni rząd nie był zdolny do dialogu, czyli obecnie urzędująca opcja wypada jeszcze gorzej w oczach wyborców. Myślę, że po pierwsze nie są na tyle lekkomyślni, a po drugie mają wystarczająco dobrych analityków sceny politycznej.

Rodzą się kolejne wątpliwości – przecież wprowadzone przez obecny rząd zmiany mogłyby zostałyby cofnięte. W tej kwestii również jestem pozbawiona obaw. Z tej samej przyczyny, dla której rząd będzie zmuszony współpracować z prezydentem – z chęci utrzymania władzy. Ani prezydent, ani kolejny rząd (jeśli byłby on odmiennej opcji niż obecna) nie odważy się na to. Obecnie społeczeństwo otrzymuje od państwa niemałe pieniądze. Rząd zapewnił sobie w ten sposób konkretny argument przemawiający na jego korzyść. Jeśli innej opcji udałoby się wygrać z obecną, to likwidacja programów socjalnych, takich jak np. 500+ byłaby strzałem w stopę i przekreśleniem kolejnych kadencji dla następnych rządów. Niezależnie od tego, co mówi opcja obecna i jaki rząd nie będzie kolejnym – te programy socjalne będą utrzymywane. W trosce o kolejną reelekcję, niezależnie kto będzie rządził w przyszłości.

Jak w tym wszystkim ja się znajduję? Na pewno nie są to rozważania w trakcie obiadu. Młodzi ludzie dzielą się na tych, którzy chodzą na wybory i na tych, którzy tego nie robią. Nie mniej w tych drugich jest największy potencjał i starają się go wykorzystywać Ci pierwsi. Mało tego – efektywnie, bo udział młodych ludzi w wyborach jest coraz większy. Genialnym dowodem na to jest fakt, że to właśnie w tych środowiskach potrafi wystąpić porozumienie, a nie wśród starych wyjadaczy. To właśnie wśród młodych ma największe szanse wystąpić kulturalna i merytoryczna rozmowa. Dlatego zachęcam Ciebie – idź w niedzielę na wybory! To w Tobie jest potencjał na zmiany w tym kraju.

Katarzyna Małkus


*Artykuł niesponsorowany. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zmiany!

Kampania prezydencka 2020 - porażka czy sukces?

Mówię „NIE!” prawom kobiet.